£ukasz
2005-05-31 21:58:36 UTC
Witam!
Niniejszy post piszę niejako w formie apelu do osób, które mają możliwość
zadziałania w kwestii jak w temacie.
Sprawa dotyczy sklepu zoologicznego "Bananowe Zoo" w Tesco przy Kapelance, a
właściwie zachowania i kompletnej
bezmyślności pracowników ww. sklepu. Sklep para się sprzedażą zwierząt w tym
fretek, z których potrzebami i zachowaniem
z racji zainteresowań i w związku z faktem posiadania stadka młodziutkich
szczeniąt frecich zdążyłem się już dobrze zapoznać.
Sprawą młodziutkiego (za młodego do sprzedaży) tchórzyka zainteresowałem się
około tydzień temu, gdy chcąc sprawdzić czy
w sprzedaży są już młode natknąłem się na niego we wspomnianym wyżej
sklepie. Na pierwszy rzut oka zauważyłem że fretka
jest za mała, sprzedawca zapytany o wiek podał że młody ma 7 tygodni, choć
na oko widać było że jest dużo młodszy.
(Dla niezorientowanych podam tylko że szczenie fretki do 8 tygodnia powinno
przebywać przy matce tak aby mogło być przez nią
karmione). Jednak przede wszystkim poraziło mnie to co zobaczyłem w
maleńkiej klatce w jakiej przechowywany był maluch. Otóż
zwierzaczek nie miał w poidełku ani kropelki wody, miski były całkowicie
puste, a do jednej z nich mały zdążył nasiusiać...
Zwierzątko dość ciężko oddychało przez sen. Dotykając szybę wyczuć można
było wyraźnie że w odgrodzonym pomieszczeniu
temperatura jest naprawdę wysoka wytworzona przez lampy jakie pięknie
eksponują zwierzaczki fundując im jednak niemałe piekiełko.(Dla
niezorientowanych podam że dorosła fretka nie toleruje temperatury powyżej
27 st.c.)
Tego dnia zwróciłem uwagę na ten stan rzeczy długowłosemu pracownikowi
sklepu. Przeprosił - przyznał że zwierzaka doglądał około 3 h wstecz jednak
natychmiast poszedł do malucha i dopełnił swoich obowiązków.
Pomimo iż sytuacja ta nie spodobała mi się bardzo gdyż dziwne było dla mnie
aby zwierze ważące 10 dkg wypiło w ciągu 3 h zawartość 150 ml poidełka,
uznałem to za wypadek przy pracy sprzedawcy i uznałem że niefortunny
sprzedawca poprawiając swój błąd zastanowi się następnym razem nad
konsekwencjami takiego działania.
(Dorosła fretka przetrzymywana w pomieszczeniu musi mieć zagwarantowany
dostęp do wody i do pokarmu przez cały dzień. Te zwierzęta mają bardzo
szybką przemianę materii i w związku z tym dojadają sobie przez cały dzień.
Konsekwencje nie karmienia albo zagłodzenia młodej fretki mogą być
nieodwracalne nawet po kilku godzinach.)
Dzisiaj okolo 19 idąc na zakupy do tesco zastałem w klatce maluszka podobny
obrazek - wywrócone obie miski, dwóch sprzedawców - ten długowłosy i drugi
kurdupelek z włoskami na żelu i kilogramem samoopalacza na gębie.
Fakt że nie podoba mi się to że zwierze trąca nosem pustą miseczkę zgłosiłem
odrazu. Zostałem natychmiast zignorowany przez kurdupla, ten z długimi
włosami uciekł na zaplecze. Wydawało mi się że może poszedł naprawić swój
błąd, jednak jakież było moje zdiwienie gdy zobaczyłem wychodząc po około
godzinie z tesco że mały nadal nic w miskach nie ma...
Natychmiast poprosiłem kurdupelka z żelem we włosach aby dał małemu coś do
picia. Drugi sprzedawca odrazu uciekł. W odpowiedzi usłyszałem że on ma
klientów i nie ma czasu teraz, że on ma przykazane że ma dawać jeść i pić 2
razy rano i popołudniu i tak daje. Gdy zacząłem mu tłumaczyć że tak nie
można zaczał sie zachowywać agresywnie, gdy zapytałem go jakby się czuł
jakbym go bez wody zamknął w gorącym pomieszczeniu odpowiedział że jak w
solarium i zaczął się przy klientach głośno śmiać. Wychodząc poprosiłem
roześmianego sprzedawcę raz jeszcze żeby dali małemu pić i zapytałem czy to
takie śmieszne wg niego że się maluch męczy - odparł "idź już idź".
Wyszedłem, bo bałem się że kurdupla gnoja zaraz trzepnę a biorąc pod uwagę
stosunek mojej masy do jego (ok 2 do 1) zabiłbym gnoja jednym prostym a
fretka by na tym nie zyskała.
Dlatego proszę wszystkich ludzi, instytucje, organizacje, dziennikarzy,
stowarzyszenia, aby przyjżeli się działalności takich podejrzanych sklepików
jak ten w Tesco gdzie mamona liczy się bardziej niż życie zwierzaka, gdzie
niekompetentny sklepikarz naraża zwierzęta na cierpienie i naraża ich
zdrowie. Zastanawiam się również czy wzorem USA czy bardziej cywilizowanych
krajów europy zachodniej nie dałoby się powołać funkcjonariusza Policji do
takich spraw, który karałby niekompetentnych hodowców, sklepikarzy oraz
właścicieli zwierzaków, którzy przez swoją niewiedzę narażają je na
cierpienie a nawet śmierć bo takie rzeczy również się w zoologikach
zdarzają.
Niniejszy apel kieruję również do wszystkich właścicieli fretek którym
nieobojętny jest los tych wspaniałych zwierzaków aby nachodząc i kontrolując
ten sklep doprowadzili do tego że zwierzaki będą miały zagwarantowane
właściwe warunki.
Sklep to:
Bananowe Zoo - w TESCO NA KAPELANCE
Dane firmy podaję bo może ktoś z zainteresowanych tematem będzie pracował w
urzędzie lub instytucji i będzie miał okazję "dokładniej przyjżeć się"
prowadzonej przez nią działalności:
Sklep Prowadzi firma:
"Tantor"
Petronela Pietruszka
ul. Justowska 5a
tel. 638 54 89
Niniejszy post piszę niejako w formie apelu do osób, które mają możliwość
zadziałania w kwestii jak w temacie.
Sprawa dotyczy sklepu zoologicznego "Bananowe Zoo" w Tesco przy Kapelance, a
właściwie zachowania i kompletnej
bezmyślności pracowników ww. sklepu. Sklep para się sprzedażą zwierząt w tym
fretek, z których potrzebami i zachowaniem
z racji zainteresowań i w związku z faktem posiadania stadka młodziutkich
szczeniąt frecich zdążyłem się już dobrze zapoznać.
Sprawą młodziutkiego (za młodego do sprzedaży) tchórzyka zainteresowałem się
około tydzień temu, gdy chcąc sprawdzić czy
w sprzedaży są już młode natknąłem się na niego we wspomnianym wyżej
sklepie. Na pierwszy rzut oka zauważyłem że fretka
jest za mała, sprzedawca zapytany o wiek podał że młody ma 7 tygodni, choć
na oko widać było że jest dużo młodszy.
(Dla niezorientowanych podam tylko że szczenie fretki do 8 tygodnia powinno
przebywać przy matce tak aby mogło być przez nią
karmione). Jednak przede wszystkim poraziło mnie to co zobaczyłem w
maleńkiej klatce w jakiej przechowywany był maluch. Otóż
zwierzaczek nie miał w poidełku ani kropelki wody, miski były całkowicie
puste, a do jednej z nich mały zdążył nasiusiać...
Zwierzątko dość ciężko oddychało przez sen. Dotykając szybę wyczuć można
było wyraźnie że w odgrodzonym pomieszczeniu
temperatura jest naprawdę wysoka wytworzona przez lampy jakie pięknie
eksponują zwierzaczki fundując im jednak niemałe piekiełko.(Dla
niezorientowanych podam że dorosła fretka nie toleruje temperatury powyżej
27 st.c.)
Tego dnia zwróciłem uwagę na ten stan rzeczy długowłosemu pracownikowi
sklepu. Przeprosił - przyznał że zwierzaka doglądał około 3 h wstecz jednak
natychmiast poszedł do malucha i dopełnił swoich obowiązków.
Pomimo iż sytuacja ta nie spodobała mi się bardzo gdyż dziwne było dla mnie
aby zwierze ważące 10 dkg wypiło w ciągu 3 h zawartość 150 ml poidełka,
uznałem to za wypadek przy pracy sprzedawcy i uznałem że niefortunny
sprzedawca poprawiając swój błąd zastanowi się następnym razem nad
konsekwencjami takiego działania.
(Dorosła fretka przetrzymywana w pomieszczeniu musi mieć zagwarantowany
dostęp do wody i do pokarmu przez cały dzień. Te zwierzęta mają bardzo
szybką przemianę materii i w związku z tym dojadają sobie przez cały dzień.
Konsekwencje nie karmienia albo zagłodzenia młodej fretki mogą być
nieodwracalne nawet po kilku godzinach.)
Dzisiaj okolo 19 idąc na zakupy do tesco zastałem w klatce maluszka podobny
obrazek - wywrócone obie miski, dwóch sprzedawców - ten długowłosy i drugi
kurdupelek z włoskami na żelu i kilogramem samoopalacza na gębie.
Fakt że nie podoba mi się to że zwierze trąca nosem pustą miseczkę zgłosiłem
odrazu. Zostałem natychmiast zignorowany przez kurdupla, ten z długimi
włosami uciekł na zaplecze. Wydawało mi się że może poszedł naprawić swój
błąd, jednak jakież było moje zdiwienie gdy zobaczyłem wychodząc po około
godzinie z tesco że mały nadal nic w miskach nie ma...
Natychmiast poprosiłem kurdupelka z żelem we włosach aby dał małemu coś do
picia. Drugi sprzedawca odrazu uciekł. W odpowiedzi usłyszałem że on ma
klientów i nie ma czasu teraz, że on ma przykazane że ma dawać jeść i pić 2
razy rano i popołudniu i tak daje. Gdy zacząłem mu tłumaczyć że tak nie
można zaczał sie zachowywać agresywnie, gdy zapytałem go jakby się czuł
jakbym go bez wody zamknął w gorącym pomieszczeniu odpowiedział że jak w
solarium i zaczął się przy klientach głośno śmiać. Wychodząc poprosiłem
roześmianego sprzedawcę raz jeszcze żeby dali małemu pić i zapytałem czy to
takie śmieszne wg niego że się maluch męczy - odparł "idź już idź".
Wyszedłem, bo bałem się że kurdupla gnoja zaraz trzepnę a biorąc pod uwagę
stosunek mojej masy do jego (ok 2 do 1) zabiłbym gnoja jednym prostym a
fretka by na tym nie zyskała.
Dlatego proszę wszystkich ludzi, instytucje, organizacje, dziennikarzy,
stowarzyszenia, aby przyjżeli się działalności takich podejrzanych sklepików
jak ten w Tesco gdzie mamona liczy się bardziej niż życie zwierzaka, gdzie
niekompetentny sklepikarz naraża zwierzęta na cierpienie i naraża ich
zdrowie. Zastanawiam się również czy wzorem USA czy bardziej cywilizowanych
krajów europy zachodniej nie dałoby się powołać funkcjonariusza Policji do
takich spraw, który karałby niekompetentnych hodowców, sklepikarzy oraz
właścicieli zwierzaków, którzy przez swoją niewiedzę narażają je na
cierpienie a nawet śmierć bo takie rzeczy również się w zoologikach
zdarzają.
Niniejszy apel kieruję również do wszystkich właścicieli fretek którym
nieobojętny jest los tych wspaniałych zwierzaków aby nachodząc i kontrolując
ten sklep doprowadzili do tego że zwierzaki będą miały zagwarantowane
właściwe warunki.
Sklep to:
Bananowe Zoo - w TESCO NA KAPELANCE
Dane firmy podaję bo może ktoś z zainteresowanych tematem będzie pracował w
urzędzie lub instytucji i będzie miał okazję "dokładniej przyjżeć się"
prowadzonej przez nią działalności:
Sklep Prowadzi firma:
"Tantor"
Petronela Pietruszka
ul. Justowska 5a
tel. 638 54 89